niedziela, 3 stycznia 2016

#22 Rozdział dwudziesty drugi

Rozdział dwudziesty drugi.


Stałam z Remkiem już kilka dobrych minut rozglądając się po lotnisku. Ludzie biało i czarno-skórzy, ludzie twardzi na zewnątrz, ludzie twardzi w środku. Każdy jest inny, nie na drugiej takiej samej osoby, każda rola jest już zaklepana, niestety nie każdy potrafi ją wykorzystać. Spojrzałam na Remka, patrzył na mapę. Odrzuciłam grzywkę i chrząknęłam.
-Hmm? - mruknął nie zwracając uwagi na mnie. -Więc? Gdzie idziemy? - spytałam już lekko zdenerwowana. -Najprawdopodobniej... w prawo.
-Na pewno? -dociekałam.
-Yhym. - mruknął.
Naprawdę nie miałam ochoty chodzić po Teneryfie w tą okropną pogodę. Jestem z tych osób, którym wiecznie ciepło ale nienawidzę wody, dlatego przechadzka w pogodę taką jak dzisiaj jest dla mnie koszmarem. Szliśmy dobre parenaście minut gdy w końcu się zatrzymałam.
-Co Ty robisz? - zapytał Remek.
-Patrz. - powiedziałam ruszając w stronę maleńkiego baru. Weszłam i rozejrzałam się w poszukiwaniu kelnerki. Nareszcie zobaczyłam najprawdopodobniej kogoś z obsługi więc nieśmiało podeszłam.
-I'm sorry... - wydukałam.
-How can I help you? - uśmiechnęła się farbowana brunetka. Wyglądała przesympatycznie, więc kolejne zdanie przyszło mi łatwiej. -I'm looking hotel with a friend named... - zerknęłam do broszury. - Mar azul.
-Oh! - klasnęła w dłonie kelnerka. - Błękitne morze! -Pani mówi po polsku? - uśmiechnęłam się do niej.
-Naturalnie! Jestem 100-procentową Polką! -A więc co Pani robi w Hiszpanii? -Oj dziecino kochana, długa historia. Więc pytasz gdzie jest hotel Mar azul, tak? - kobieta podwinęła rękaw i zerknęła na zegarek. - Za jakieś 15 minut przyjedzie autobus, do którego będziecie musieli wsiąść. Dowiezie was do przystanku przy markecie, za marketem będzie uliczka a na samym końcu uliczki będzie wasz hotel. - wytłumaczyła powoli. Zerknęłam za szybę, za którą stał mój zziębnięty przyjaciel. -Przepraszam, a następny autobus w tamtą stronę będzie o której godzinie?
-Za półtorej godziny, słoneczko. -Więc poproszę gorącą czekoladę razy dwa. - powiedziałam szczerząc zęby i powoli ruszając w stronę drzwi. -Naturalnie. - powiedziała i ruszyła za ladę.
Rozejrzałam się po tym nowym miejscu, turkusowo-miętowe ściany i białe meble wyglądały cudownie, do tego te frezje na parapetach i stołach. Pchnęłam drzwi wyjściowe i skinęłam na chłopaka.
-Chodź, łamago. - zaśmiałam się.
-Po co? Przecież mieliśmy iść do hotelu. -mruknął zdenerwowany.
-Taaak, ale najpierw napijemy się gorącej czekolady.
Remigiusz rozejrzał się i postawił kilka kroków w kierunku jasnozielonej, mokrej ławki, wytarł ją już trochę przemoczoną bluzą i usiadł.
-Nigdzie się stąd nie ruszam. -powiedział stanowczo.
-Okej. - powiedziałam widząc, że brunetka wynosi czekolady i rozgląda się po sali.
  Weszłam do sali, odebrałam napoje podziękowałam kobiecie, która mruknęła mi do ucha, że ma na imię Nikola i zapłaciłam. Po raz kolejny wyszłam z kawiarenki popijając czekoladę, była przepyszna! -Masz. - wyciągnęłam rękę z kubkiem w stronę Remka. Chwilę nic nie mówił, ale w końcu wziął napój.
-Kiedy pójdziemy do hotelu? - po krótkiej przerwie zadał pytanie.
-Za półtorej godziny. - odparłam spokojnie.
-Co?! Co będziemy robić przez tyle czasu?! - zerwał się chłopak.
-Nie wiem co Ty będziesz robił, - zrobiłam przerwę na napicie się gorącego napoju - ale ja mam zamiar wziąć szarlotkę. - uśmiechnęłam się ironicznie i ruszyłam do drzwi. Zatrzymało mnie chrząknięcie.
-Tak? - odwróciłam się.
-Chcę stolik przy oknie. - powiedział Remek wstając.
-Naturalnie. - zaśmiałam się i razem weszliśmy do kawiarenki.

*** W hotelu było cudownie, a jak pachniało! Do tego ta przemiła obsługa, mogłabym tam zostać całe życie, tylko gdyby ze mną był Sebastian. Miejsce było przecudowne, jasnobłękitne ściany, białe meble, białe dekoracje. Wszystko wyglądało cudownie, każdy najmniejszy detal był dopracowany w stu procentach. Zajęłam łóżko przy oknie, widok też cudowny. Postanowiłam, że się odświeżę. Wzięłam ręcznik i suche ubranie i ruszyłam w stronę łazienki.
Zrzuciłam z siebie mokre ciuchy i rozwiesiłam je na kaloryferze, związałam roztrzepane włosy i weszłam do kabiny przy okazji uderzając się w duży palec u nogi. Chwyciłam słuchawkę prysznicową i poczułam na swoim ciele przyjemne strugi ciepłej wody. Szczerze mówiąc wolę kąpiele w wannie ale tym razem zebrało mi się na prysznic. Rozpuściłam włosy i je również zalałam strugą przyjemnej cieczy. Chwyciłam mój ulubiony szampon i powoli zaczęłam wcierać we włosy, po kilku minutach spłukałam głowę i ponownie zaczęłam wcierać szampon. Na koniec nałożyłam odżywkę i znowu spłukałam. jeszcze raz przemyłam ciało i przekręciłam kurek od wody. Złapałam za ręcznik i przetarłam ciało, drugim ręcznikiem opatuliłam włosy. Po dokładnym wytarciu ciała założyłam ubranie i zaczęłam suszyć głowę. Włosy schną mi naprawdę szybko więc po kilku minutach były całkiem suche. Powiesiłam ręczniki na kaloryferze i wyszłam z łazienki. Położyłam się na łóżku i chwyciłam za telefon. Powoli zaczęłam przeglądać portale społecznościowe, na których nic ciekawego się nie działo. Kilka osób zmieniło zdjęcie profilowe bądź wstawiło karnego. Nic interesującego. Weszłam na YouTube i włączyłam muzykę, w końcu nieświadomie zaczęłam tańczyć. Po dobrych kilkunastu minutach szaleństw padłam na łóżko opadając z sił. Kolejna piosenka, która dobiegła z głośników była jedną z moich ulubionych. Say something. Kocham tą piosenkę. Mogłabym słuchać jej i słuchać, bez końca. Zaczęłam nucić, a moje mamrotanie zamieniło się w słowa. Z cichych słów w coraz głośniejsze. I w końcu zaczęłam śpiewać. Odtwarzałam piosenkę kilkanaście razy śpiewając z coraz większą pasją. W końcu opamiętałam się, przecież w hotelu są ludzie. Co oni sobie pomyślą. Jakaś wariatka zaczyna śpiewać w hotelu w biały dzień, pewnie pomyślą, że alkocholiczka albo narkomanka. No świetnie, opinię mam wyrobioną. Przeniosłam się do pozycji siedzącej i wyłączyłam muzykę dobiegającą z głośników. Ale kilkusekundową ciszę przerwało pukanie do drzwi. Ruszyłam do drzwi myśląc, że to Remek. Przesunęłam zasuwkę w drzwiach i pociągnęłam je lekko. Zamiast mojego współlokatora zobaczyłam niskiego bruneta w granatowym garniturze. Wyglądał na około 26 lat.
-Sorry... - zaczął niskim głosem. - Hmm... acc... accidentally heard you sing... What is your name? (Przypadkiem usłyszałem jak śpiewasz... Jak masz na imię?)- słychać było jak kaleczy angielski. -Julia, jestem Julia. -odpowiedziałam. -Och! - klasnął w dłonie mężczyzna - Polka? -Tak. - uśmiechnęłam się do niego jednocześnie podając rękę. - jeśli moje zawodzenie panu przeszkodziło to bardzo przepraszam, zapomniałam o tym, że... - nie dał mi dokończyć.
-Zaśpiewaj coś. - powiedział z maleńkimi iskierkami w oczach.
-Przepraszam? - mruknęłam zdezorientowana zakrywając się za opadającymi włosami.
-Zaśpiewaj coś. - powtórzył. - Cokolwiek.
-Nie rozumiem po co miałabym...
-Zaśpiewaj. - nalegał brunet.
-Yh... no dobrze... - zaczęłam nieśmiało. - Ale.. co?
-Cokolwiek, nawet to co wcześniej.
Więc zaczęłam, śpiewałam Say something. Najpierw cicho, potem coraz głośniej, coraz pewniej. Cały czas nieznajomy mi facet miał iskierki w oczach. Nie wiedziałam co się dzieje, czemu ja to robię, kim jest ten facet i czemu mam dla niego śpiewać? Co tu się w ogóle dzieje? Nieoczekiwanie przerwałam mój śpiew i spojrzałam na bruneta zza opadających włosów.
-Czego pan ode mnie chce? - powiedziałam.
-Pracuje w wytwórni muzycznej. Szukamy z ekipą nowych talentów. -nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. - Nazywam się Konrad Grabowski, pochodzę z Polski, podróżuję po świecie w poszukiwaniu nowych gwiazd i talentów. Może byłabyś zainteresowana...
-Nie, nie byłabym. - powiedziałam i powoli zamykałam drzwi.
-Julka? Co to za facet? - no tak, Remek zawsze wie kiedy wkroczyć. 
-Spokojnie. On właśnie wychodził. - mruknęłam i wypchnęłam mężczyznę, który niedostrzegalnie włożył mi do kieszeni jakiś papierek.
-Tak, tak, właśnie wychodziłem. - powiedział, podał rękę mi i Remigiuszowi i powoli odszedł.
-Co to był za facet? - spytał chłopak.'
-Chciał mi wcisnąć jakieś pierniki i inne pierdoły. - skłamałam, nie musiał wiedzieć co robiłam kiedy go nie było.
-Zjadłbym piernika. - uśmiechnął się ciepło.
-To na co czekasz? Idziemy, na dole podobno mają przepyszne pierniki! - zaśmiałam się.
Ubrałam buty ale chciałam jeszcze coś sprawdzić.
-Idź już, ja za chwilę dojdę. -chłopak wyszedł, a gdy zamknął za sobą drzwi wyjęłam z kieszeni karteczkę, na której było napisane: Jeśli się namyślisz zadzwoń, lub jutro o 14;00 w kawiarence na dole. Na kartce był jeszcze numer telefonu. Schowałam pomięty papierek i wyszłam zamykając za sobą drzwi na klucz.

___________________________________________________________________

Buuum! Napisałam! Nie mogę wam obiecywać dat, w których będę wrzucała rozdziały bo niestety nie za bardzo się ich trzymam. Alleeeee ten post był jednym z dłuższych i myślę, że się podoba! Postaram się częściej coś dodawać. No i życzę wam aniołki Szczęśliwego Nowego Roku! ♥ Do zobaczenia, aniołki!
Juliśka. ♥

1 komentarz :

  1. Czekam na kolejny rozdział! ♥
    http://and-said-hey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka