środa, 3 sierpnia 2016

Część druga| Rozdział trzeci.

  "Chłopak wysłał mi zdjęcie. Fotografię mojego ojca. Tata siedzi na krześle, związany. Serce biło coraz szybciej a co stało się później nie pamiętam. Widziałam tylko czarny obraz przed oczami. Czerń, czerń i czerń. Nie kończący się mrok."
   Zamrugałam oczami i starałam się przyzwyczaić je do jaskrawego światła, które odbijało się od białych ścian. Gdy w końcu mogłam coś dostrzec zobaczyłam łóżko. Łóżko szpitalne. Podparłam się rękoma i rozejrzałam po sali, byłam sama. Widocznie po traumatycznym zdjęciu i wiadomości zemdlałam. Mimo tego, że byłam zmęczona nie mogłam siedzieć w miejscu. Musiałam odnaleźć tatę. Nie interesowało mnie czy ktoś mi pomoże, czy nie. Mój ojciec potrzebował pomocy. MOJEJ pomocy.
   Przeniosłam się do pozycji siedzącej i odpięłam kroplówkę. Nauczyłam się tego, gdyż w szpitalu bywałam dosyć często. Zauważyłam czarną torbę. Widocznie mama zostawiła mi ubrania. Podniosłam się i rozsunęłam suwak. Wyciągnęłam czyste ubrania i bieliznę. W przeciwległej stronie pokoju znajdowały się drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do łazienki. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Byłam gotowa w mniej niż pięć minut. Założyłam buty, które stały obok łóżka, na którym mnie położono. Starając się nie hałasować otworzyłam drzwi i wyjrzałam na zewnątrz, na moje szczęście nikogo nie zauważyłam. Wyszłam z pomieszczenia cicho je zamykając. Obejrzałam się w lewo i zauważyłam schody, które prowadziły najprawdopodobniej na piętro, na którym znajdowała się recepcja i wyjście z owego szpitala. Starając się nie hałasować na palcach przeszłam przez korytarz i dotarłam do schodów, rozejrzałam się jeszcze raz i powoli zaczęłam schodzić. Kiedy znajdowałam się przy końcu schodów wychyliłam się by mieć widok na recepcje. Za ladą siedziała recepcjonistka i sprawdzała coś w papierach. Znajdowałam się w punkcie wyjścia. Postanowiłam, że poczekam, aż cokolwiek się wydarzy. Schowałam się za ścianą i zaczęłam nasłuchiwać. Ku mojemu szczęściu po kilku minutach otworzyły się drzwi a zza nich weszła starsza kobieta, która mnie nie zauważyła. Poczekałam aż dojdzie do recepcjonistki i zacznie z nią rozmawiać.
   Mimo, że były wakacje mama spakowała mi bluzę z kapturem, który naciągnęłam na głowę. Rozmowa kręciła się coraz płynniej, więc skorzystałam z okazji i nie zwracając na siebie uwagi zeszłam ze schodów, pchnęłam drzwi i czym prędzej przez nie wyszłam. Gdy znalazłam się w punkcie, gdzie kobieta nie mogła mnie zobaczyć zaczęłam biec. Całe szczęście, że szpital znajdował się na ulicy, na której bywałam dość często. Sama nie wiedziałam skąd mam tyle energii. Do domu przybiegłam w ciągu dwudziestu minut. Wyjęłam kluczki spod wycieraczki i otworzyłam drzwi. Wparowałam do pokoju jak torpeda, spakowałam ubrania, pieniądze, telefon, powerbanka, ładowarkę i najpotrzebniejsze rzeczy. Weszłam do kuchni by zrobić sobie jakiekolwiek jedzenie, gdyż opadałam z sił.
   Wyjmowałam chleb, gdy usłyszałam, że ktoś puka do drzwi.
-Cholera. - mruknęłam odkładając pieczywo na deskę do krojenia. Podeszłam do drzwi i zerknęłam przez wizjer. Przed domem stała dwójka moich najlepszych przyjaciół. Magda i Remek. Otworzyłam drzwi i wpadłam w ramiona Magdy, po czym rozpłakałam się.
-Byliśmy w szpitalu. - spojrzałam na nią błagającym wzrokiem - Twoja matka rzekomo odebrała Cię dzisiaj rano. - uspokoiła mnie przyjaciółka. - Więc skoro nie ścigają Cię pielęgniarki opowiedz co wygnało Cię ze szpitala.
   Weszłam do pokoju dając znać, żeby weszli za mną, przywitałam się z Remikiem i weszliśmy do kuchni. Opowiedziałam im o chłopaku, o zdjęciu, o ucieczce ze szpitala. Ledwo skleiłam wszystko w całość, gdyż moje szlochanie zagłuszało własne myśli. Remek cały czas podawał mi chusteczki a Madzia płakała razem ze mną. Po mojej opowieści zapanowała cisza, którą w końcu przerwał Remigiusz.
-Nie będziecie szukać jej ojca bez jakichkolwiek wskazówek. Nie pozwolę wam pałętać się po świecie i po prostu szukać czegoś może nawet w Chinach. - mój zawsze pomocny przyjaciel właśnie odpowiedział mi najgorzej jak mógł. Cała nadzieja, że Remek pomoże mi go odszukać wyparowała. Nie byłam smutna, byłam wściekła, przez moje ciało przechodziły dreszcze a oczy zapłonęły. Ręce trzęsły się jak galaretka a nogi szurały po ziemi.
-Będę go szukać wszędzie. Nie szukam "CZEGOŚ" tylko mojego ojca, którego sam kiedyś pomogłeś mi odnaleźć. - wyplułam mu w twarz. - Nie interesuje mnie czy będziesz mi pomagał czy nie, przejadę cały świat, żeby go znaleźć. Rozumiesz? - spojrzałam na jego twarz, która nie oddawała żadnych uczuć. Jego oczy wydały się jakby za mgłą.
-Wybacz. - odparł chłopak. Pomyślałam, że powie, abym się spakowała, że jednak pomoże mi w poszukiwaniu ojca.
   Remigiusz wstał, spojrzał na mnie wyblakłym wzrokiem i skinął głową w stronę Magdy. Przeszedł obok mnie, jak gdyby nigdy nic. Wyszedł z kuchni zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Usłyszałam jak drzwi zamykają się i zobaczyłam jak chłopak przechodzi obok okna patrząc w niewidzialny punkt gdzieś przed nim. Następnie przeszedł przez furtkę i zniknął. Po prostu wyszedł. Nie poznawałam go. Na domiar złego, musiałam odszukać nie tylko ojca, ale również mojego starego przyjaciela. Czułam jak po moich policzkach spływają coraz większe krople. Położyłam głowę na stole opatulając ją rękoma. Byłam zrozpaczona. Straciłam ojca, przyjaciela. Moje serce rozpadało się na kawałki a głowa pulsowała. Ledwo wstałam. Wyjęłam suchą bułkę z chlebaka, nawet nie byłam w stanie zrobić sobie kanapki. Ugryzłam kawałek i popiłam wodą. Zerknęłam na Magdę, patrzyła w jeden punkt przez cały czas. Jakby za oknem właśnie rozgrywała się najciekawsza scena roku. Starałam się nie jeść za szybko, żeby nie zwrócić tego co zjadłam. Po kilku minutach zjadłam całą bułkę, co spowodowało przypływ energii. Wstałam więc po jeszcze jedną i zjadłam w ciągu dwóch minut. Znowu zerknęłam na Magdę. Podpierała głowę ręką a wzrok nadal wpatrzony był w okno. W końcu przerwała narastającą z każdą sekundą ciszę.
-Całe szczęście, że jestem spakowana. - powiedziała uśmiechając się ciepło.
×××




środa, 27 lipca 2016

Część druga| Rozdział drugi.

   "Wróciłam do jedzenia, które skończyłam w ciągu kilkudziesięciu sekund, byłam bardzo ciekawa czemu jeszcze się nie porzygałam. Wzięłam chipsy i paluszki z narożnej szafki i wróciłam do pokoju. Mój plan na dzień dzisiejszy to cały dzionek w łóżku z szóstym sezonem Pamiętników Wampirów, jedzeniem i cieplutkim kocem. Obejrzałam trzy odcinki i moje powieki same zaczęły opadać."
  Obudziłam się około 8, no trudno, jeszcze zdążę posprzątać dom. Wygramoliłam się z łóżka i skierowałam w stronę szafy. Wyciągnęłam potrzebne ciuchy i bielizne i ruszyłam do łazienki. Mama kolejny dzień pracuje do późna, więc dom mam dla siebie. Przypomniałam sobie o wczorajszej akcji, więc zanim otworzyłam drzwi do toalety sprawdziłam czy mama zamknęła dom. Wszystko było w porządku, więc weszłam do łazienki. Związałam włosy w niedbałego koka i weszłam do wanny. Moje włosy były w stanie krytycznym, gdyż wczorajszego dnia nie zrobiłam z nimi kompletnie nic co mógłby jakoś tu pomóc. Kiedy już umyłam się i ubrałam poszłam do kuchni na śniadanie, dochodziła dziewiąta. Zrobiłam kanapki, herbatę i usiadłam przy stole. Wzięłam pierwszego gryza i popiłam herbatą. Wpałaszowałam wszystko i postanowiłam, że umyje naczynia. Następnie wyjęłam odkurzacz i odkurzyłam dom. Po tym jak skończyłam wzięłam się za wycieranie kurzu. Dom błyszczał po dwóch godzinach sprzątania. Miałam jeszcze całe pięć godzin do wyjścia do kina z tatą, więc odpaliłam laptopa i podłączyłam telefon do ładowania, ponieważ był naładowany jedynie w sześciu procentach. Weszłam na Facebooka i odpaliłam wiadomości. Nie było nic ciekawego, więc chciałam się wylogować. Już miałam kliknąć "Wyloguj się", gdy napisał do mnie ten sam chłopak co wczoraj. Wiadomość brzmiała "Odpowiedz.". Postanowiłam, że nie będę marnować czasu na takiego typu ludzi, więc wyszłam z Facebooka i zalogowałam się na Tumblr, zreblogowałam kilka notek i włączyłam przedostatni odcinek Pamiętników Wampirów.
C Z T E R Y  G O D Z I N Y  P Ó Ź N I E J
   Zostało mi półtorej godziny przed przyjazdem taty, więc zrobiłam grzanki. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizję. Zanim znalazłam coś dla siebie minęło trochę czasu, ale w końcu znalazłam coś w miarę interesującego. Trafiłam akurat na początek Ukrytej Prawdy i przywitała mnie zakochana dziewczyna. Przebieg wydarzeń wyglądał następująco: przyjaźń, miłość, ślub, zdrada, rozwód. Typowe. Nim się obejrzałam wybiła szesnasta. Odkąd znałam ojca wiedziałam, że przyjeżdża zawsze przynajmniej dziesięć minut przed umówioną godziną. Wyłączyłam telewizję i wstawiłam brudne naczynia do zlewu. Weszłam do pokoju po telefon, klucze i pieniądze po czym wróciłam do kuchni i usiadłam przy oknie. Poczułam wibracje w mojej kieszeni i wyjęłam smartfona. Przeciągnęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Halo?
-Cześć, księżniczko. -odpowiedział mi głos w słuchawce.
-Co tam? -brakowało mi głosu Sebastiana, szkoda, że wyjechał na wakacje już tydzień przed zakończeniem roku szkolnego.
-Chciałem tylko usłyszeć Twój głos.
-Tęsknię bardzo.
-Ja też, mała, ale jak tylko wrócę przyjadę do Ciebie. - odpowiedział ciepło.
-Całe dwa tygodnie. - odparłam smutno.
-Minie szybciej, niż zdążysz sobie wyobrazić. Skarbie muszę kończyć, trzymaj się perełko. - usłyszałam cmoknięcie i dźwięk zakończenia rozmowy. Potwornie mi go brakowało.
Zanim zablokowałam telefon zerknęłam na godzinę. Wybiła 16:20 a ojca nadal nie było.
-Może korki. - mruknęłam sama do siebie.
Minuty mijały. 16:25, 16;30. Postanowiłam, że zadzwonię i dowiem się co się stało. Usłyszałam jedynie pocztę głosową, którą słyszałam kolejne trzy razy. Trudno, wyjazd nie wypali. Odłożyłam rzeczy i zdjęłam buty. Byłam zdziwiona, gdyż tata zawsze był na czas a kiedy nie mógł - dzwonił lub pisał. Pocieszałam się tym, że pewnie rozladowała mu się bateria.
   Mój telefon zawibrował, więc podniosłam go i odblokowałam. Czekała na mnie wiadomość od chłopaka, który pisał do mnie w ciągu ostatnich dni.
"Masz ostatnią szansę." - tak wyglądały słowa. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a na czoło skapnęły krople zimnego potu. Przeciągnęłam palcami po włosach i odpisałam.
Czego ode mnie chcesz?
Moje ręce trzęsły się ze strachu a oczy odruchowo powędrowały w stronę podwórka. Sama byłam zdziwiona, że moje myśli są tylko i wyłącznie negatywne.
Ja? Pieniędzy. Czterdzieści tysięcy złotych. - odpisał.
Czemu miałabym Ci dać tyle pieniędzy?
W głowie kotłowały się miliardy pytań.
Ręce były kompletnie spocone a serce biło jak opętane. Nie miałam pojęcia czego chciał ode mnie ten facet. Weszłam na jego profil - konto śmierdziało fake'iem. To co przeczytałam zwaliło mnie z nóg.
Nie wiem jak postąpisz, ale ja na Twoim miejscu chciałbym odzyskać ojca. Zresztą sama zobacz.
Chłopak wysłał mi zdjęcie. Fotografię mojego ojca. Tata siedzi na krześle, związany. Serce biło coraz szybciej a co stało się później nie pamiętam. Widziałam tylko czarny obraz przed oczami. Czerń, czerń i czerń. Nie kończący się mrok.
×××

środa, 20 lipca 2016

Część druga| Rozdział pierwszy.

D W A  L A T A  P Ó Ź N I E J

Przetarłam zaspane oczy i przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Ostatni raz kiedy byłam wyspana wypadł chyba w ferie. Pierwszy rok liceum był naprawdę ciężki, ciągłe sprawdziany, kartkówki, wyjazdy. Lecz w  końcu nadszedł ten upragniony czas - wakacje.
  Miałam znowu iść spać gdy nagle zorientowałam się, że dostałam nieprzyjemnej niespodzianki. Okres w pierwszym dniu wakacji -  zapowiada się nieźle.
   Zrzuciłam z siebie ubrudzoną, białą pościel i skierowałam się do łazienki. Obejrzałam się czy nie zostawiam żadnych odcisków na miejscu zbrodni i jak na złość zapomniałam o szafce, która stała przy drzwiach toalety. Owa szafka przywitała bardzo czule mojego małego palca u stopy. Syknęłam z bólu i w końcu dotarłam -już bez przeszkód- do łazienki. Załatwiłam sprawę szybciej niż się spodziewałam. Sprzątnęłam brudną piżamę w łazience i wróciłam do pokoju. Przy okazji zerknęłam na ścienny zegar i zorientowałam się, że jest już po jedenastej. Zrzuciłam prześcieradło i poszewkę z kołdry i zaniosłam do kosza na brudy. Jedyną dobrą wiadomością było to, że nie zaplamiłam łóżka.
   Odpaliłam laptopa i weszłam na Tumblr'a. Zreblogowałam kilka notek i przeniosłam mój tyłek na łóżko. Włączyłam Youtube i weszłam na kanał reZigiusza. Przyjaźniłam się z youtuberem przez cały ten czas i dowiedziałam się o tym dopiero po roku znajomości kiedy występował w telewizji. Na początku bałam się, że zmieni to coś w naszych kontaktach ale nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że Remek ciągle prosi mnie o to, żebym z nim wystąpiła na co ja się nie zgadzam. Mam nadzieję, że w końcu odpuści.
   Na kanale nie było nowego odcinka więc podłączyłam słuchawki i utonęłam w piosence Company Biebera. Ten głos był po prostu miodem dla moich uszu. Z zahipnotyzowania wyrwały mnie wibracje mojego smartfona. Wyciągnęłam się jak najdalej mogłam i nadal nie sięgałam. Zostałam zmuszona do odłożenia laptopa i wstania po telefon. Po uruchomieniu okazało się, że tata wysłał mi SMS-a, w którym informował, że jest w mieście i zamierza zabrać mnie do kina. Niekoniecznie miałam ochotę na wyjście dzisiaj więc zadzwoniłam. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Halo? Julcia? - typowe przywitanie w jego wykonaniu.
-Tak, posłuchaj bo niekoniecznie mam ochotę na wychodzenie dzisiaj z domu. Na ile zostajesz?
-Do końca tygodnia, księżniczko. Może jutro? Grają "Gdzie jest Dori?".
-Zabawne. - prychnęłam w odpowiedzi.
-O 16:45 grają Obecność 2. Może tym jaśnie Pani się zadowoli? - droczył się ze mną.
-Dobrze, więc jutro o 16:30 czekam pod domem. Narazie. - pożegnałam się a w odpowiedzi usłyszałam dźwięk zakończenia rozmowy.
Mimo, że tata wyjaśnił całą sprawę z moją rodzicielką nie mieszka z nami. Mama boi się zaufać mu po raz drugi. Aczkolwiek obiecał mi, że w tym roku przeprowadzi się gdzieś bliżej nas. Ojciec pławi się w luksusach więc nie mam pojęcia czemu nie przeprowadził się już przynajmniej rok temu, kiedy pogodził się z mamą.
   Sam fakt, że jego drugie życie przyniosło mu wiele korzyści musi często wyjeżdżać za granicę, czego wprost nie znoszę. Najczęściej są to jakieś dwa tygodnie. Przyjeżdża do mnie zawsze kiedy ma wolny tydzień albo miesiąc. Najgorsze w tym było to, że nie było go na moich siedemnastych urodzinach i panicznie boję się, że ominie go dzień, w którym stanę się pełnoletnia.
    Chciałam odłożyć smartfon ale okienko z wiadomością przykuło moją uwagę. Nie widziałam wcześniej osoby, która ma takie zdjęcie profilowe.     Odpaliłam Messengera i zobaczyłam,  napisał do mnie nieznajomy chłopak. Nie było tam nic oprócz "Siema", więc odłożyłam telefon i zwróciłam się w stronę łazienki. Co prawda byłam już ubrana, ale moje włosy krzyczały o pomoc. Mama była w pracy więc włączyłam Kill em with kindness Seleny na cały regulator. Pochyliłam się nad wanną i zamoczyłam moje tłuste włosy w strumieniu wody. Następnie dwa razy umyłam je szamponem i zakończyłam spłukując odżywkę. Złapałam ręcznik i owinęłam nim moje włosy. Nawet nie chciało mi się malować więc wyłączyłam laptopa i poszłam w stronę kuchni, gdyż w moim brzuchu odgrywany był bardzo głośny koncert. Pchnęłam drzwi, które za nic nie chciały się ruszyć. Zdezorientowana pomyślałam, że po prostu znowu dywan zaczepił o coś i blokuje wejście ale widząc, że drzwi lekko się otworzyły i zamknęły od razu odskoczyłam i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się w kiblu co może nie było najlepszym rozwiązaniem ale to jedyne miejsce w domu, które ma zamek.
   Usłyszałam jak drzwi do kuchni otwierają się i kroki, które najprawdopodobniej należą do mężczyzny. Facet zapukał do drzwi ale nic nie powiedział. Jedyne co robiłam to starałam się oddychać jak najciszej.
   Mijały minuty a zza drzwi nie dochodził żaden dźwięk. Postanowiłam wyjrzeć i ocenić sytuację. Cholera czemu nie wzięłam ze sobą telefonu. Podeszłam do wyjścia z łazienki, przesunęłam zamek i lekko uchyliłam drzwi. Wyjrzałam tak daleko na ile było mnie stać. Jeżeli ktoś miał być to jedynie na szafce obok, o którą się dziś uderzyłam, ale to nie możliwe, gdyż słyszałabym gdyby tam wlazł. Trudno, raz kozie śmierć. Pchnęłam drzwi jeszcze dalej i wyjrzałam. Moje serce zabiło mocniej a ciało utonęło w drgawkach. Na szafce stał facet ubrany na czarno, w jednej ręce miał siekierę a w drugiej... kamerę? Który normalny morderca nagrywałby śmierć ofiary? Zaraz, zaraz, zaraz.
-Hej, Remek, następnym razem uprzedź mnie, że wpadniesz. - syknęłam wrednie śmiejąc się z własnej głupoty.
-A Ty następnym razem nie słuchaj muzyki tak głośno bo nie usłyszysz mordercy. - zaśmiał się i ściągnął kominiarkę z głowy. Odpalił swoje Youtubowe zakończenie filmiku i wyłączył kamerę.
-Pozwól mi wstawić ten epicki film, prooosze!
-Nie ma takiej opcji. - odparłam sucho.
-Kiedy dasz się namówić. - mruknął i ruszył ku kuchni. - Zdaje się, że jesteś głodna. - wskazał mój brzuch, który głośno zaburczał.
-Zacznijmy od jedzenia. - uśmiechnęłam się i weszłam do kuchni. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam zupki chińskie. -Chcesz?
-Mhm. - mruknął grzebiąc w swoim telefonie.
   Wlałam wodę do czajnika i postawiłam go na kuchence po czym usiadłam przy stole patrząc na mojego przyjaciela, który bezustannie patrzył się w ekran komórki.
-Odłóż to w końcu, człowieku błagam. Od miesiąca nic tylko telefon, laptop, komputer, telefon, laptop, komputer. - prychnęłam.
-Przepraszam, po prostu mój kanał jest dla mnie potwornie ważny, zresztą sama wiesz. - skierował błagający wzrok na mnie po czym wrócił do penetrowania smartfona.
    Wstałam i dokończyłam przyrządzanie zupek, mój żołądek grał marsza, hymn i Bóg wie co jeszcze. Chwyciłam za dwie łyżki i gotowy śniadanio-obiad postawiłam na stole. Od razu zaczęłam jeść. Remek w końcu odłożył telefon i zaczął jeść. Rozmawialiśmy jak zawsze - o wszystkim, jest dla mnie najbliższym przyjacielem, zawsze można na niego liczyć. Chociaż dzisiaj wyglądał na przybitego. Nie chciałam naciskać, czekałam aż sam opowie o co chodzi. W końcu chrząknął znacząco.
-Hej, mała. Bo ja muszę już lecieć. - usłyszałam zamiast wyjaśnień. Coś było na rzeczy, ale trudno, jeszcze zdążę z nim o tym porozmawiać.
-Trzymaj się, do zobaczenia. - wstałam i uściskałam przyjaciela. - Odprowadzę Cię do drzwi.
-Mhm. - uśmiechnął się. Widziałam, że ten uśmiech jest wymuszony a oczy zaraz zaleją się łzami. Nie chciałam trzymać go na siłę, sama nienawidzę, gdy ktoś patrzy na moje łzy.
   Chłopak założył buty i wyszedł nic nie mówiąc. Zamknęłam drzwi na klucz i podbiegłam do okna w kuchni. Remek założył kaptur a głowę trzymał nisko. Moje ciało przeszły nieprzyjemne ciarki, nie pamiętam kiedy ostatnio Remik był w tak złym stanie jak dziś. 
   Wróciłam do jedzenia, które skończyłam w ciągu kilkudziesięciu sekund, byłam bardzo ciekawa czemu jeszcze się nie porzygałam. Wzięłam chipsy i paluszki z narożnej szafki i wróciłam do pokoju. Mój plan na dzień dzisiejszy to cały dzionek w łóżku z szóstym sezonem Pamiętników Wampirów, jedzeniem i cieplutkim kocem. Obejrzałam trzy odcinki i moje powieki same zaczęły opadać.

××× 

poniedziałek, 18 lipca 2016

NEVER LOSE HOPE REAKTYWACJA

Cześć! Może dla niektórych będzie to miła wiadomość, może dla niektórych trochę mniej, aczkolwiek postanowiłam na nowo rozpocząć przygodę z blogiem.
   Jakiś rok temu w mojej głowie rozwinął się pomysł założenia bloga, dla rozrywki. Nie sądziłam, że całość będzie czytało aż tyle osób. Otworzyłam przeglądarkę, wpisałam link do bloga i co widzę? 9,1k odwiedzin. Chcąc nie chcąc na serduszku robi się cieplej. Uderzyła we mnie ogromna motywacja. Dziękuję, aniołki, jesteście naprawdę wspaniali!
Wracając-blog na nowo zaczyna funkcjonować. Więc oczekujcie pierwszego rozdziału już niedługo!
   Styl pisania rozdziałów zmieni się znacząco, gdyż pierwszą część Never Lose Hope pisałam będąc jeszcze niedoświadczoną blogerką (co nie znaczy, że teraz jestem lepszą), która każdy rozdział pisała innym stylem.
Mam nadzieję, że przyjmiecie mnie cieplutko z powrotem w blogowych klimatach!
+Kochani jeśli ktoś znalazłby czas na zrobienie wyglądu mojego bloga to proszę o kontakt w komentarzu.
×××

czwartek, 10 marca 2016

#24 Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział dwudziesty czwarty.



Cicho, nie będąc zbytnio zauważaną podeszłam do najbliższej ściany i zaczęłam słuchać.
-Kuźwa, Ty nie rozumiesz, że nie pozwolę, żeby ona się dowiedziała? -zdezorientowana spojrzałam na rozgniewanego chłopaka.
-A Ty chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji. - odparła mu sucho nieznajoma mi dziewczyna.
-No powiedz, czy Ty na moim miejscu pozwoliłabyś mi powiedzieć jej kim tak naprawdę jest ten idiota?
-Na Twoim miejscu dałabym jej być szczęśliwą.
O czym oni do jasnej cholery rozmawiają, o kim, jaka ona, jaki idiota?
Remek spojrzał na swoje buty i zaczął powoli oddychać.
-Jeśli ten skurwysyn ją skrzywdzi, to będzie trzy dni bez muzyki tańczył.
-Zamknij się, idioto. Przestań przeklinać, wiesz, że tego nigdy nie lubiłam.
-Tak, tylko, że ostatnio widziałem Cię gdy miałaś 13 lat, teraz masz 19. - w mojej głowie zaczęły rodzić się kolejne pytania.
Mój rozum podpowiadał, aby podejść i spytać o co chodzi. Na szczęście coś mnie powstrzymywało.
-Kazałeś mi sfałszować wyniki tego konkursu, specjalnie po to, by się dowiedziała, kosztowało mnie to pracę, a teraz? Teraz Ty mówisz, że jednak Ci nie pasuje ta opcja i jak gdyby nigdy nic chcesz spędzić sobie wakacje? Od zawsze było z Tobą źle, ale nie wiedziałam, że do tego stopnia. -dziewczyna mówiła coraz głośniej, przez co każde słowo usłyszałam bez wychylania się zza ściany. Konkurs, ten, który wygrałam, sfałszowany, jaka prawda?, jaki on?, w co oni ze mną grają? Wyjrzałam zza ściany by zobaczyć co robi Remek. Ale moje oczy nie powędrowały na niego, lecz na faceta ubranego w czarny podkoszulek i granatowe jeansy. Wiedziałam kto to, facet od wytwórni. Chociaż w tej chwili nie wiedziałam czy to naprawdę manager czy jakiś zakichany kłamca. Moje zdziwienie wzięło górę gdy do mężczyzny podbiegł mój przyjaciel. Złapał go za szyje i przycisnął do ściany, na szczęście w kawiarni nie było klientów.
-Czemu jej to zrobiłeś, skurwysynie. Nie należało jej się to! -zaczął krzyczeć Remek.
-Słuchaj, jeśli chcesz poznać prawdę, a domyślam się, że chcesz to puść mnie i usiądźmy jak cywilizowani ludzie. -"manager" podniósł ręce w górę w geście obronnym.
-Dobra. - burknął chłopak i usiadł wraz z dziewczyną, z którą rozmawiał kilka minut wcześniej.
Nieznajoma mi brunetka zwolniła jednak miejsce facetowi a sama stanęła na przeciwko pudrowej kanapy.
-Więc zacznijmy od pytania, które zadałeś mi kilkanaście sekund temu. -zaczął spokojnie-
 Zapytałeś mnie mianowicie o to, czemu jej, a właściwie im to zrobiłem. Więc wyobraź sobie sytuację, którą w tej chwili Ci przedstawię. Twój rozrzutny ojciec roztrwania majątek i zostawia po sobie dość okazały dług, który Ty pogłębiasz z miesiąca na miesiąc. Nikt nic nie wie, nawet Twoja najbliższa rodzina, żona i 6-letnia córka. Pewnego dnia do Twojego domu, gdy siedzisz sam oglądając rodzinny album wchodzi trzech 'niedźwiedzi', bo nie można było ich nazwać ludźmi. Grożą, że jeśli nie spłacisz ogromnego długu możesz pożegnać się z życiem. Miałem 2 dni na znalezienie ponad dwustu tysięcy. Co miałem zrobić? Zostawiłem list, sam nie wiem jakie bzdury tam napisałem, nie chciałem, żeby dowiedziały się prawdy. Wyjechałem, zostawiłem swoje szczęście, rozumiesz co ja czułem? Moja córka dorastała bez ojca. Nie mogłem być przy niej, gdy pierwszy raz rozstała się z chłopakiem, nie mogłem być przy niej, gdy zdawała sprawdzian, na który wkuwała całą noc. Nie mogłem, kurwa, rozumiesz? Z dnia na dzień zostawiasz swoje szczęście, wyjeżdżasz do kraju, w którym nie potrafisz się porozumieć, zmieniasz nazwisko, zmieniasz życie. Dlatego to zrobiłem. Proszę, powiedz mi czy to ona... - nie wytrzymałam, ze łzami w oczach podbiegłam do niego i rozryczałam się na dobre.
-Tak, to ja. - powiedziałam rzucając się w jego ramiona.
-Boże, jak ja tęskniłem. -płakał razem ze mną, tego potrzebowałam, ojca, który wiedział co czuję. Odwzajemnił uścisk, nie chciałam nic innego oprócz tego, by ta chwila trwała jak najdłużej.
-Kocham Cię, tato. - płakałam coraz głośniej.
-Ja Ciebie też, księżniczko. - on też nie żałował łez.
-Czemu nie dzwoniłeś? Nie pisałeś? - pytałam.
-Nie mogłem, mogliby mnie znaleźć a Tobie i  Twojej matce zrobić krzywdę.
-Nie bałeś się, że wtedy też mogliby zrobić nam krzywdę? - spytałam chwytając za chusteczkę, którą podała mi brunetka, przetarłam oczy i wysmarkałam nos.
-Okropnie się bałem, ale liczy się to, że nic wam nie jest. -odsunął się ode mnie trąc zaczerwienione oczy.
-Jak mnie znalazłeś?
-Powinnaś podziękować tej dziewczynie. - wtrącił się Remek. -Poznaj Paulinę.
-Dziękuję, bardzo dziękuję. - zwróciłam się do brunetki.
W tym momencie mój telefon wydał z siebie przeciągły dźwięk sygnalizujący połączenie. Gdyby nie to, że to była mama nie odebrałabym.
-Halo? Mamo? Czemu płaczesz? -zapytałam zdziwiona słysząc płacz w słuchawce.
-Skarbie, zaraz będę na lotnisku, musisz skrócić sobie wyjazd. -mówiła łamiącym się głosem.
-Ale zaraz? Co się dzieje? Mamo mów do mnie! -zdenerwowana zaczęłam sygnalizować do Remka i taty, (zaraz, czy ja w ogóle mogę mówić do niego tato?) że trzeba iść do hotelu i jak najszybciej jechać na lotnisko.
-Sebastian... -zaczęła głośno płakać.- Dowiesz się na lotnisku. - załamana zakończyła połączenie.
W trybie natychmiastowym znaleźliśmy się w hotelu. Okazało się, że dziewczyna ma pokój w tym samym hotelu co my, a Konrad (mój tata) dwa budynki dalej. Spakowani byliśmy w 15 minut.
Wyszłam na dwór z Pauliną a Remek załatwił formalności związane z płatnością za nocleg. Z budynku po drugiej stronie ulicy wyszedł Konrad z małą walizką w ręku. Czyżby wracał ze mną?
Jechaliśmy samochodem ojca omijając czerwone światła, w ciągu 20 minut byliśmy na lotnisku. Rozejrzałam się, nigdzie nie było mamy.
-Spójrz, tam stoi! - krzyknął Remek.
Odwróciłam się w stronę, którą wskazał chłopak i zobaczyłam zapłakaną matkę.
-Co się stało? Co z Sebastianem?! - podbiegłam i zaczęłam zadawać pytania.
-Ja.... ja.... nie potrafię.... najlepiej wytłumaczy Ci to... ten pan... odwróć się... - płakała mama.
Odwróciłam się i zobaczyłam karetkę a z niej wysiadającego lekarza, który zajmował się Sebastianem.
-Julia, posłuchaj, kilka dni przed Twoim wyjazdem stan naszego pacjenta znacznie się pogorszył. Niestety dnia przedwczorajszego.... - nie chciałam żeby kończył to zdanie. Krzyczałam, krzyczałam z bólu.
-Daj mi dokończyć. - nalegał lekarz.
-Nie! Zostawcie mnie! - krzyczałam wyrywając się z uścisku mamy.
-Daj mi dokończyć. -powiedział stanowczo lekarz.
-Nie! Powiedziałam! Nie chcę! - płakałam głośno.
Uklęknęłam na ziemi zakrywając twarz rękami. W pewnym momencie poczułam drżącą rękę na moim ramieniu.
-A mi dasz dokończyć?
Odwróciłam twarz w stronę dochodzącego głosu. Moje serce zaczęło bić bardzo szybko a dłonie drżały. Nie, nie zobaczyłam tam żadnego lekarza, lekarki, czy nawet Justina Biebera.
-Boże Święty... Sebastian! - w tym momencie łzy, które spływały po mojej twarzy to były jedynie łzy szczęścia.
Chłopak przytulił mnie mocno a ja odwzajemniłam ten uścisk.
-Sebastian... - zaczęłam.
-Tak? - zapytał tuląc mnie coraz mocniej.
-Nigdy nie trać nadziei, nigdy...



_______________________________________________________________________
A więc doszliśmy do końca, zakończenie
przyszło znacznie szybciej niż się spodziewałam.
Na całe podziękowania itp. zrobię oddzielną notkę.
Dziękuję wszystkim za te cudowne kilka miesięcy.
Kto wie? Może kiedyś spotkamy się w opowiadaniu
"Never lose hope, never"?
Juliśka.♥

sobota, 23 stycznia 2016

#23 Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dwudziesty trzeci.

   Po zjedzeniu pierników w restauracji wróciliśmy do pokoju. Remek, jak to Remek - cały czas marudził, że chcę mu się spać. Ale jak to on - nie mógł zasnąć.
-Ja za to mam ochotę potańczyć. - zaśmiałam się.
-Julaś, może jutro, co? Dzisiaj i tak mieliśmy sporo atrakcji. - mrugnął do mnie.
-Jasne.- odparłam i chwyciłam telefon, żeby wysłać wiadomość do cioci Sebastiana. Kurde, jak ja za nim tęsknię. W ułamku sekundy zebrało mi się na płacz, ale powstrzymałam się, nie będę psuć wakacji mojemu przyjacielowi. Wybrałam numer i szybko brnęłam po klawiaturze mojego smartfona. Zadałam jej kilka pytań dotyczących Sebastiana i jej samopoczucia, biedulka cały czas wmawia sobie, że to przez nią. Namawiałam ją na wizytę u psychologa ale odmówiła. Wysłałam też sms'a do mamy, żeby się nie martwiła bo wszystko jest w porządku. Odłożyłam komórkę, wzięłam piżamę, ręcznik i szczoteczkę wraz z pastą i weszłam do łazienki. Kilka minut brałam prysznic, narzuciłam na siebie piżamę, umyłam zęby i wyszłam z toalety. Padłam na łóżko jak zabita. W nocy śnił mi się mój koncert, tysiące fanów, czułam się cudownie, pewnie dlatego wstałam o 9;30.
   Przetarłam oczy i rozciągnęłam się przeciągle. Gdy już wstałam chwyciłam za szczotkę i gumkę i zrobiłam niedbałego koka. A potem? Codzienna rutyna, weszłam do łazienki i zrobiłam to co zawsze po wstaniu. Ale zaraz... Gdzie polazł Remek? Wczoraj też gdzieś zniknął. Z moich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Na szczęście byłam już ubrana, wyszłam szybkim marszem z łazienki zmazując rękawem z twarzy pozostałości po moim myciu zębów, czemu ja zawsze muszę się tak uświnić przy myciu zębów? Chwyciłam smartfona i zerknęłam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony? Przesunęłam palcem po zielonej słuchawce i przystawiłam urządzenie do ucha.
-Słucham?
-Julia Cloud? - zapytał lekko znajomy mi głos.
-Przepraszam z kim rozmawiam? - spytałam poddenerwowana.
-To ja zadaję pytania. Przemyślałaś moją propozycję?
    Propozycję? Jaką znowu propozycję? O co mu chodzi?
-Halo? - po dłuższej przerwie spytał coraz bardziej znajomy głos.
-Jaką propozycję? - spytałam cała spięta.
-Nie pamiętasz?
-Boże, człowieku czego ode mnie chcesz?
-No jak to, nie pamiętasz już naszej wczorajszej rozmowy?
    Wczorajszej rozmowy? Zaraz, zaraz... No oczywiście! Facet z wytwórni! Kamień spadł mi z serca, które biło tak szybko jak nigdy.
-Więc? Przemyślałaś?    
-Nie miałam okazji-mruknęłam niewyraźnie do słuchawki. -Możemy spotkać się dzisiaj. W kawiarence. - podałam mu adres miejsca, w którym byłam w dniu wczorajszym.
   Mężczyzna obiecał, że przyjdzie. Ustaliliśmy wszystkie szczegóły i na tym rozmowa się zakończyła. Szczerze to sama nie mam pojęcia dlaczego to robię. Przecież nigdy nie śpiewałam na serio. Chociaż miałam kilka dyplomów za zajęcie 3 miejsca w konkursie wokalnym z klas 1-3. Ale przecież tyle lat minęło. Śpiewam jedynie pod prysznicem. No cóż. Może jednak coś z tego wyjdzie.
  Weszłam do łazienki i zakończyłam codzienną rutynę. Splotłam włosy w ciasny kucyk i postanowiłam,  że przejdę się. Chociaż pogoda nie była idealna, na horyzoncie widać było słońce a temperatura była wystarczająca do moich wymagań. Ubrałam kurtkę i wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Wychodząc z hotelu kiwała do mnie przyjaźnie jedna z pokojówek.
   Wciągnęłam nosem rześkie powietrze. Na początek postanowiłam przejść się po mieście, może kupię jakąś pamiątkę? Dzielnice wyglądały cudownie. Każdy dom inny, ludzie sympatyczni, chętnie zostałabym tu dłużej. Jedna myśl nie dawała mi spokoju - Gdzie pałętał się Remek? Znalazłam małe stoisko z pocztówkami i innymi pierdołami. Przeglądałam drobiazgi kilka minut i wybrałam 2 magnesy z rysunkiem plaży i zawieszkę z rybą. Podeszłam do kasy i spróbowałam zrozumieć co mówi do mnie kasjerka. Spytałam się o to, czy zna angielski. Na szczęście znała. Dogadałam się z nią i zapłaciłam. Schowałam rzeczy do torby i ruszyłam na plażę, pogoda była coraz przyjemniejsza. Szłam powoli, oglądając sukienki, kapelusze, telefony i słodkości. Byłam już niedaleko upragnionego miejsca gdy spostrzegłam coś dziwnego. W barze stała jakaś dziewczyna i... nie, to nie może być on.

            _________________________________________________________________
Słaby rozdział z powodu braku weny. Mam pytanko: Co myślicie o grupie na Facebooku'u, aniołki? Piszcie w komentarzach. A no skoro mowa o komentarzach. Ostatni rozdział miał 600 wyświetleń co było dla mnie mega zaskoczeniem, ale niestety... komentarz był tylko 1. Aniołki piszcie komentarze, to naprawdę motywuje do dalszego pisania! Trzymajcie się ciepło:*
                                                                                                                                      Juliśka. ♥

niedziela, 3 stycznia 2016

#22 Rozdział dwudziesty drugi

Rozdział dwudziesty drugi.


Stałam z Remkiem już kilka dobrych minut rozglądając się po lotnisku. Ludzie biało i czarno-skórzy, ludzie twardzi na zewnątrz, ludzie twardzi w środku. Każdy jest inny, nie na drugiej takiej samej osoby, każda rola jest już zaklepana, niestety nie każdy potrafi ją wykorzystać. Spojrzałam na Remka, patrzył na mapę. Odrzuciłam grzywkę i chrząknęłam.
-Hmm? - mruknął nie zwracając uwagi na mnie. -Więc? Gdzie idziemy? - spytałam już lekko zdenerwowana. -Najprawdopodobniej... w prawo.
-Na pewno? -dociekałam.
-Yhym. - mruknął.
Naprawdę nie miałam ochoty chodzić po Teneryfie w tą okropną pogodę. Jestem z tych osób, którym wiecznie ciepło ale nienawidzę wody, dlatego przechadzka w pogodę taką jak dzisiaj jest dla mnie koszmarem. Szliśmy dobre parenaście minut gdy w końcu się zatrzymałam.
-Co Ty robisz? - zapytał Remek.
-Patrz. - powiedziałam ruszając w stronę maleńkiego baru. Weszłam i rozejrzałam się w poszukiwaniu kelnerki. Nareszcie zobaczyłam najprawdopodobniej kogoś z obsługi więc nieśmiało podeszłam.
-I'm sorry... - wydukałam.
-How can I help you? - uśmiechnęła się farbowana brunetka. Wyglądała przesympatycznie, więc kolejne zdanie przyszło mi łatwiej. -I'm looking hotel with a friend named... - zerknęłam do broszury. - Mar azul.
-Oh! - klasnęła w dłonie kelnerka. - Błękitne morze! -Pani mówi po polsku? - uśmiechnęłam się do niej.
-Naturalnie! Jestem 100-procentową Polką! -A więc co Pani robi w Hiszpanii? -Oj dziecino kochana, długa historia. Więc pytasz gdzie jest hotel Mar azul, tak? - kobieta podwinęła rękaw i zerknęła na zegarek. - Za jakieś 15 minut przyjedzie autobus, do którego będziecie musieli wsiąść. Dowiezie was do przystanku przy markecie, za marketem będzie uliczka a na samym końcu uliczki będzie wasz hotel. - wytłumaczyła powoli. Zerknęłam za szybę, za którą stał mój zziębnięty przyjaciel. -Przepraszam, a następny autobus w tamtą stronę będzie o której godzinie?
-Za półtorej godziny, słoneczko. -Więc poproszę gorącą czekoladę razy dwa. - powiedziałam szczerząc zęby i powoli ruszając w stronę drzwi. -Naturalnie. - powiedziała i ruszyła za ladę.
Rozejrzałam się po tym nowym miejscu, turkusowo-miętowe ściany i białe meble wyglądały cudownie, do tego te frezje na parapetach i stołach. Pchnęłam drzwi wyjściowe i skinęłam na chłopaka.
-Chodź, łamago. - zaśmiałam się.
-Po co? Przecież mieliśmy iść do hotelu. -mruknął zdenerwowany.
-Taaak, ale najpierw napijemy się gorącej czekolady.
Remigiusz rozejrzał się i postawił kilka kroków w kierunku jasnozielonej, mokrej ławki, wytarł ją już trochę przemoczoną bluzą i usiadł.
-Nigdzie się stąd nie ruszam. -powiedział stanowczo.
-Okej. - powiedziałam widząc, że brunetka wynosi czekolady i rozgląda się po sali.
  Weszłam do sali, odebrałam napoje podziękowałam kobiecie, która mruknęła mi do ucha, że ma na imię Nikola i zapłaciłam. Po raz kolejny wyszłam z kawiarenki popijając czekoladę, była przepyszna! -Masz. - wyciągnęłam rękę z kubkiem w stronę Remka. Chwilę nic nie mówił, ale w końcu wziął napój.
-Kiedy pójdziemy do hotelu? - po krótkiej przerwie zadał pytanie.
-Za półtorej godziny. - odparłam spokojnie.
-Co?! Co będziemy robić przez tyle czasu?! - zerwał się chłopak.
-Nie wiem co Ty będziesz robił, - zrobiłam przerwę na napicie się gorącego napoju - ale ja mam zamiar wziąć szarlotkę. - uśmiechnęłam się ironicznie i ruszyłam do drzwi. Zatrzymało mnie chrząknięcie.
-Tak? - odwróciłam się.
-Chcę stolik przy oknie. - powiedział Remek wstając.
-Naturalnie. - zaśmiałam się i razem weszliśmy do kawiarenki.

*** W hotelu było cudownie, a jak pachniało! Do tego ta przemiła obsługa, mogłabym tam zostać całe życie, tylko gdyby ze mną był Sebastian. Miejsce było przecudowne, jasnobłękitne ściany, białe meble, białe dekoracje. Wszystko wyglądało cudownie, każdy najmniejszy detal był dopracowany w stu procentach. Zajęłam łóżko przy oknie, widok też cudowny. Postanowiłam, że się odświeżę. Wzięłam ręcznik i suche ubranie i ruszyłam w stronę łazienki.
Zrzuciłam z siebie mokre ciuchy i rozwiesiłam je na kaloryferze, związałam roztrzepane włosy i weszłam do kabiny przy okazji uderzając się w duży palec u nogi. Chwyciłam słuchawkę prysznicową i poczułam na swoim ciele przyjemne strugi ciepłej wody. Szczerze mówiąc wolę kąpiele w wannie ale tym razem zebrało mi się na prysznic. Rozpuściłam włosy i je również zalałam strugą przyjemnej cieczy. Chwyciłam mój ulubiony szampon i powoli zaczęłam wcierać we włosy, po kilku minutach spłukałam głowę i ponownie zaczęłam wcierać szampon. Na koniec nałożyłam odżywkę i znowu spłukałam. jeszcze raz przemyłam ciało i przekręciłam kurek od wody. Złapałam za ręcznik i przetarłam ciało, drugim ręcznikiem opatuliłam włosy. Po dokładnym wytarciu ciała założyłam ubranie i zaczęłam suszyć głowę. Włosy schną mi naprawdę szybko więc po kilku minutach były całkiem suche. Powiesiłam ręczniki na kaloryferze i wyszłam z łazienki. Położyłam się na łóżku i chwyciłam za telefon. Powoli zaczęłam przeglądać portale społecznościowe, na których nic ciekawego się nie działo. Kilka osób zmieniło zdjęcie profilowe bądź wstawiło karnego. Nic interesującego. Weszłam na YouTube i włączyłam muzykę, w końcu nieświadomie zaczęłam tańczyć. Po dobrych kilkunastu minutach szaleństw padłam na łóżko opadając z sił. Kolejna piosenka, która dobiegła z głośników była jedną z moich ulubionych. Say something. Kocham tą piosenkę. Mogłabym słuchać jej i słuchać, bez końca. Zaczęłam nucić, a moje mamrotanie zamieniło się w słowa. Z cichych słów w coraz głośniejsze. I w końcu zaczęłam śpiewać. Odtwarzałam piosenkę kilkanaście razy śpiewając z coraz większą pasją. W końcu opamiętałam się, przecież w hotelu są ludzie. Co oni sobie pomyślą. Jakaś wariatka zaczyna śpiewać w hotelu w biały dzień, pewnie pomyślą, że alkocholiczka albo narkomanka. No świetnie, opinię mam wyrobioną. Przeniosłam się do pozycji siedzącej i wyłączyłam muzykę dobiegającą z głośników. Ale kilkusekundową ciszę przerwało pukanie do drzwi. Ruszyłam do drzwi myśląc, że to Remek. Przesunęłam zasuwkę w drzwiach i pociągnęłam je lekko. Zamiast mojego współlokatora zobaczyłam niskiego bruneta w granatowym garniturze. Wyglądał na około 26 lat.
-Sorry... - zaczął niskim głosem. - Hmm... acc... accidentally heard you sing... What is your name? (Przypadkiem usłyszałem jak śpiewasz... Jak masz na imię?)- słychać było jak kaleczy angielski. -Julia, jestem Julia. -odpowiedziałam. -Och! - klasnął w dłonie mężczyzna - Polka? -Tak. - uśmiechnęłam się do niego jednocześnie podając rękę. - jeśli moje zawodzenie panu przeszkodziło to bardzo przepraszam, zapomniałam o tym, że... - nie dał mi dokończyć.
-Zaśpiewaj coś. - powiedział z maleńkimi iskierkami w oczach.
-Przepraszam? - mruknęłam zdezorientowana zakrywając się za opadającymi włosami.
-Zaśpiewaj coś. - powtórzył. - Cokolwiek.
-Nie rozumiem po co miałabym...
-Zaśpiewaj. - nalegał brunet.
-Yh... no dobrze... - zaczęłam nieśmiało. - Ale.. co?
-Cokolwiek, nawet to co wcześniej.
Więc zaczęłam, śpiewałam Say something. Najpierw cicho, potem coraz głośniej, coraz pewniej. Cały czas nieznajomy mi facet miał iskierki w oczach. Nie wiedziałam co się dzieje, czemu ja to robię, kim jest ten facet i czemu mam dla niego śpiewać? Co tu się w ogóle dzieje? Nieoczekiwanie przerwałam mój śpiew i spojrzałam na bruneta zza opadających włosów.
-Czego pan ode mnie chce? - powiedziałam.
-Pracuje w wytwórni muzycznej. Szukamy z ekipą nowych talentów. -nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. - Nazywam się Konrad Grabowski, pochodzę z Polski, podróżuję po świecie w poszukiwaniu nowych gwiazd i talentów. Może byłabyś zainteresowana...
-Nie, nie byłabym. - powiedziałam i powoli zamykałam drzwi.
-Julka? Co to za facet? - no tak, Remek zawsze wie kiedy wkroczyć. 
-Spokojnie. On właśnie wychodził. - mruknęłam i wypchnęłam mężczyznę, który niedostrzegalnie włożył mi do kieszeni jakiś papierek.
-Tak, tak, właśnie wychodziłem. - powiedział, podał rękę mi i Remigiuszowi i powoli odszedł.
-Co to był za facet? - spytał chłopak.'
-Chciał mi wcisnąć jakieś pierniki i inne pierdoły. - skłamałam, nie musiał wiedzieć co robiłam kiedy go nie było.
-Zjadłbym piernika. - uśmiechnął się ciepło.
-To na co czekasz? Idziemy, na dole podobno mają przepyszne pierniki! - zaśmiałam się.
Ubrałam buty ale chciałam jeszcze coś sprawdzić.
-Idź już, ja za chwilę dojdę. -chłopak wyszedł, a gdy zamknął za sobą drzwi wyjęłam z kieszeni karteczkę, na której było napisane: Jeśli się namyślisz zadzwoń, lub jutro o 14;00 w kawiarence na dole. Na kartce był jeszcze numer telefonu. Schowałam pomięty papierek i wyszłam zamykając za sobą drzwi na klucz.

___________________________________________________________________

Buuum! Napisałam! Nie mogę wam obiecywać dat, w których będę wrzucała rozdziały bo niestety nie za bardzo się ich trzymam. Alleeeee ten post był jednym z dłuższych i myślę, że się podoba! Postaram się częściej coś dodawać. No i życzę wam aniołki Szczęśliwego Nowego Roku! ♥ Do zobaczenia, aniołki!
Juliśka. ♥
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka