czwartek, 10 marca 2016

#24 Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział dwudziesty czwarty.



Cicho, nie będąc zbytnio zauważaną podeszłam do najbliższej ściany i zaczęłam słuchać.
-Kuźwa, Ty nie rozumiesz, że nie pozwolę, żeby ona się dowiedziała? -zdezorientowana spojrzałam na rozgniewanego chłopaka.
-A Ty chyba nie rozumiesz powagi tej sytuacji. - odparła mu sucho nieznajoma mi dziewczyna.
-No powiedz, czy Ty na moim miejscu pozwoliłabyś mi powiedzieć jej kim tak naprawdę jest ten idiota?
-Na Twoim miejscu dałabym jej być szczęśliwą.
O czym oni do jasnej cholery rozmawiają, o kim, jaka ona, jaki idiota?
Remek spojrzał na swoje buty i zaczął powoli oddychać.
-Jeśli ten skurwysyn ją skrzywdzi, to będzie trzy dni bez muzyki tańczył.
-Zamknij się, idioto. Przestań przeklinać, wiesz, że tego nigdy nie lubiłam.
-Tak, tylko, że ostatnio widziałem Cię gdy miałaś 13 lat, teraz masz 19. - w mojej głowie zaczęły rodzić się kolejne pytania.
Mój rozum podpowiadał, aby podejść i spytać o co chodzi. Na szczęście coś mnie powstrzymywało.
-Kazałeś mi sfałszować wyniki tego konkursu, specjalnie po to, by się dowiedziała, kosztowało mnie to pracę, a teraz? Teraz Ty mówisz, że jednak Ci nie pasuje ta opcja i jak gdyby nigdy nic chcesz spędzić sobie wakacje? Od zawsze było z Tobą źle, ale nie wiedziałam, że do tego stopnia. -dziewczyna mówiła coraz głośniej, przez co każde słowo usłyszałam bez wychylania się zza ściany. Konkurs, ten, który wygrałam, sfałszowany, jaka prawda?, jaki on?, w co oni ze mną grają? Wyjrzałam zza ściany by zobaczyć co robi Remek. Ale moje oczy nie powędrowały na niego, lecz na faceta ubranego w czarny podkoszulek i granatowe jeansy. Wiedziałam kto to, facet od wytwórni. Chociaż w tej chwili nie wiedziałam czy to naprawdę manager czy jakiś zakichany kłamca. Moje zdziwienie wzięło górę gdy do mężczyzny podbiegł mój przyjaciel. Złapał go za szyje i przycisnął do ściany, na szczęście w kawiarni nie było klientów.
-Czemu jej to zrobiłeś, skurwysynie. Nie należało jej się to! -zaczął krzyczeć Remek.
-Słuchaj, jeśli chcesz poznać prawdę, a domyślam się, że chcesz to puść mnie i usiądźmy jak cywilizowani ludzie. -"manager" podniósł ręce w górę w geście obronnym.
-Dobra. - burknął chłopak i usiadł wraz z dziewczyną, z którą rozmawiał kilka minut wcześniej.
Nieznajoma mi brunetka zwolniła jednak miejsce facetowi a sama stanęła na przeciwko pudrowej kanapy.
-Więc zacznijmy od pytania, które zadałeś mi kilkanaście sekund temu. -zaczął spokojnie-
 Zapytałeś mnie mianowicie o to, czemu jej, a właściwie im to zrobiłem. Więc wyobraź sobie sytuację, którą w tej chwili Ci przedstawię. Twój rozrzutny ojciec roztrwania majątek i zostawia po sobie dość okazały dług, który Ty pogłębiasz z miesiąca na miesiąc. Nikt nic nie wie, nawet Twoja najbliższa rodzina, żona i 6-letnia córka. Pewnego dnia do Twojego domu, gdy siedzisz sam oglądając rodzinny album wchodzi trzech 'niedźwiedzi', bo nie można było ich nazwać ludźmi. Grożą, że jeśli nie spłacisz ogromnego długu możesz pożegnać się z życiem. Miałem 2 dni na znalezienie ponad dwustu tysięcy. Co miałem zrobić? Zostawiłem list, sam nie wiem jakie bzdury tam napisałem, nie chciałem, żeby dowiedziały się prawdy. Wyjechałem, zostawiłem swoje szczęście, rozumiesz co ja czułem? Moja córka dorastała bez ojca. Nie mogłem być przy niej, gdy pierwszy raz rozstała się z chłopakiem, nie mogłem być przy niej, gdy zdawała sprawdzian, na który wkuwała całą noc. Nie mogłem, kurwa, rozumiesz? Z dnia na dzień zostawiasz swoje szczęście, wyjeżdżasz do kraju, w którym nie potrafisz się porozumieć, zmieniasz nazwisko, zmieniasz życie. Dlatego to zrobiłem. Proszę, powiedz mi czy to ona... - nie wytrzymałam, ze łzami w oczach podbiegłam do niego i rozryczałam się na dobre.
-Tak, to ja. - powiedziałam rzucając się w jego ramiona.
-Boże, jak ja tęskniłem. -płakał razem ze mną, tego potrzebowałam, ojca, który wiedział co czuję. Odwzajemnił uścisk, nie chciałam nic innego oprócz tego, by ta chwila trwała jak najdłużej.
-Kocham Cię, tato. - płakałam coraz głośniej.
-Ja Ciebie też, księżniczko. - on też nie żałował łez.
-Czemu nie dzwoniłeś? Nie pisałeś? - pytałam.
-Nie mogłem, mogliby mnie znaleźć a Tobie i  Twojej matce zrobić krzywdę.
-Nie bałeś się, że wtedy też mogliby zrobić nam krzywdę? - spytałam chwytając za chusteczkę, którą podała mi brunetka, przetarłam oczy i wysmarkałam nos.
-Okropnie się bałem, ale liczy się to, że nic wam nie jest. -odsunął się ode mnie trąc zaczerwienione oczy.
-Jak mnie znalazłeś?
-Powinnaś podziękować tej dziewczynie. - wtrącił się Remek. -Poznaj Paulinę.
-Dziękuję, bardzo dziękuję. - zwróciłam się do brunetki.
W tym momencie mój telefon wydał z siebie przeciągły dźwięk sygnalizujący połączenie. Gdyby nie to, że to była mama nie odebrałabym.
-Halo? Mamo? Czemu płaczesz? -zapytałam zdziwiona słysząc płacz w słuchawce.
-Skarbie, zaraz będę na lotnisku, musisz skrócić sobie wyjazd. -mówiła łamiącym się głosem.
-Ale zaraz? Co się dzieje? Mamo mów do mnie! -zdenerwowana zaczęłam sygnalizować do Remka i taty, (zaraz, czy ja w ogóle mogę mówić do niego tato?) że trzeba iść do hotelu i jak najszybciej jechać na lotnisko.
-Sebastian... -zaczęła głośno płakać.- Dowiesz się na lotnisku. - załamana zakończyła połączenie.
W trybie natychmiastowym znaleźliśmy się w hotelu. Okazało się, że dziewczyna ma pokój w tym samym hotelu co my, a Konrad (mój tata) dwa budynki dalej. Spakowani byliśmy w 15 minut.
Wyszłam na dwór z Pauliną a Remek załatwił formalności związane z płatnością za nocleg. Z budynku po drugiej stronie ulicy wyszedł Konrad z małą walizką w ręku. Czyżby wracał ze mną?
Jechaliśmy samochodem ojca omijając czerwone światła, w ciągu 20 minut byliśmy na lotnisku. Rozejrzałam się, nigdzie nie było mamy.
-Spójrz, tam stoi! - krzyknął Remek.
Odwróciłam się w stronę, którą wskazał chłopak i zobaczyłam zapłakaną matkę.
-Co się stało? Co z Sebastianem?! - podbiegłam i zaczęłam zadawać pytania.
-Ja.... ja.... nie potrafię.... najlepiej wytłumaczy Ci to... ten pan... odwróć się... - płakała mama.
Odwróciłam się i zobaczyłam karetkę a z niej wysiadającego lekarza, który zajmował się Sebastianem.
-Julia, posłuchaj, kilka dni przed Twoim wyjazdem stan naszego pacjenta znacznie się pogorszył. Niestety dnia przedwczorajszego.... - nie chciałam żeby kończył to zdanie. Krzyczałam, krzyczałam z bólu.
-Daj mi dokończyć. - nalegał lekarz.
-Nie! Zostawcie mnie! - krzyczałam wyrywając się z uścisku mamy.
-Daj mi dokończyć. -powiedział stanowczo lekarz.
-Nie! Powiedziałam! Nie chcę! - płakałam głośno.
Uklęknęłam na ziemi zakrywając twarz rękami. W pewnym momencie poczułam drżącą rękę na moim ramieniu.
-A mi dasz dokończyć?
Odwróciłam twarz w stronę dochodzącego głosu. Moje serce zaczęło bić bardzo szybko a dłonie drżały. Nie, nie zobaczyłam tam żadnego lekarza, lekarki, czy nawet Justina Biebera.
-Boże Święty... Sebastian! - w tym momencie łzy, które spływały po mojej twarzy to były jedynie łzy szczęścia.
Chłopak przytulił mnie mocno a ja odwzajemniłam ten uścisk.
-Sebastian... - zaczęłam.
-Tak? - zapytał tuląc mnie coraz mocniej.
-Nigdy nie trać nadziei, nigdy...



_______________________________________________________________________
A więc doszliśmy do końca, zakończenie
przyszło znacznie szybciej niż się spodziewałam.
Na całe podziękowania itp. zrobię oddzielną notkę.
Dziękuję wszystkim za te cudowne kilka miesięcy.
Kto wie? Może kiedyś spotkamy się w opowiadaniu
"Never lose hope, never"?
Juliśka.♥

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka